|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Agnes
Rogata Czapeczka
Dołączył: 29 Lip 2010
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk
|
Wysłany: Nie 15:00, 01 Sie 2010 Temat postu: Mała komplikacja [NZ 1/?] |
|
|
Niektórzy to opowiadanie już znają, inni nie. Mimo wszystko postanowiłam je jednak opublikować. Mam nadzieję, że się spodoba.
[link widoczny dla zalogowanych]
Zweryfikowane przez Agnes
1.Skoroszyt z marzeniami.
Czy miewacie czasem takie uczucie, no nie wiem, jakby ktoś wziął wasze marzenia, ostemplował je i wpiął do jakiegoś dziwacznego skoroszytu z wielkim napisem „SPEŁNIONE” na okładce? Tak dla podpowiedzi dodam, że to uczucie towarzyszy ludziom podczas chwil szczęścia, którego ogrom zdaje się wysadzać duszę i odsyłać umysł do jakiegoś odległego kraju. Nie powiem, całkiem przyjemne doświadczenie. Ale teraz wróćmy do owego uczucia. Teraz czuł się tak on. Gregory Cięta Riposta House, jedyny w swoim rodzaju dupek, który w jakiś nieznany nikomu sposób zyskał coś, na co nigdy nie liczył. Trzy rzeczy, w których istnienie nawet nie wierzył. Miłość. Szczęście. Szacunek. No i ukochaną kobietę z olbrzymim tyłkiem i nie ustępującym mu rozmiarem biustem, ale to nie jest aż takie ważne. A raczej jest ważne, tylko w nieco inny sposób.
Jak widać nawet do egoistycznych drani uśmiecha się los.
Gregory House zaśmiał się cicho, obserwując siedzącą w salonie kobietę. Wyglądem wcale nie przypominała tej twardej zołzy, jaką zwykła odgrywać w szpitalu. Teraz starannie uczesane, kruczoczarne kosmyki zamieniła na byle jak związanego kucyka, a seksowną garsonkę na jasnoniebieski dres. Cały czas oddychała ciężko, dochodząc do siebie po niemal dwugodzinnym biegu. Na jej pełnych ustach błąkał się uśmiech wspanialszy i szczerszy od wszystkiego innego na świecie. Szaro-zielone oczy świeciły, jakby jakiś złośliwy czarodziej zamknął w nich światło, przeznaczone dla gwiazd. Na rękach trzymała roześmianą Rachel, patrząc na nią z uwielbieniem.
- I tak wiem, że na mnie patrzysz – stwierdziła Cuddy, nie podnosząc głowy.
- Nie na ciebie, tylko na twój biust – odparł złośliwie House. – To taka subtelna różnica. W końcu twoje atuty mogłyby stworzyć osobną postać.
- Wiesz... Od kiedy zaczęliśmy się spotykać, robisz się znacznie mniej złośliwy – zauważyła, mierząc go chłodnym spojrzeniem.
- Wiesz, że właśnie nóż twoich złośliwości wbił się w moje biedne serce? – zapytał.
- Przecież to ty mnie obraziłeś pierwszy!
- Och, faktycznie – House pokiwał ze zrozumieniem głową. – A więc to ty masz problem. A właściwie dwa – poprawił się, zerkając na jej dekolt.
Cuddy prychnęła cicho i wstała, mierząc go władczym spojrzeniem.
- Właśnie się zdenerwowałam – stwierdziła groźnie. – Wiesz, co to oznacza?
- Że dzisiaj w nocy mi się poszczęści – odparł, uśmiechając się diabolicznie.
***
Małe dzieci chcą wielu rzeczy, prawda? Nową lalkę, tor wyścigowy, kucyka. Coś, co dla dorosłych nie ma większego znaczenia, dla nich jest wszystkim, całym światem. Ale ona nigdy nie była takim dzieckiem. Nie chciała gwiazdki z nieba, tylko szczęścia, miłości i rodziny. Czegoś, czego nie doświadczyła jeszcze nigdy w swoim dziewiętnastoletnim życiu. Wychowana w domu dziecka, mająca jedynie zdjęcie matki i nierealne marzenia.
Dziewczyna spojrzała na ulicę, niechętnie robiąc kolejny krok do przodu. Nienawidziła Ameryki, teraz była tego pewna. Całe życie spędziła w Londynie, więc patrząc na New Jersey czuła jedynie wstręt i obrzydzenie. Przed ucieczką powstrzymywała ją tylko nadzieja na odnalezienie ojca. Wtedy nie musiałaby się obawiać, że zabraknie jej pieniędzy albo wróci do Anglii, do domu dziecka. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym. Nie miała najmniejszego zamiaru znów słuchać wrzasków bachorów i wykładów pracowników.
Nagle na sam czubek jej nosa spadło coś mokrego. Podniosła głowę, patrząc w niebo, z którego zaczął padać deszcz. Ani się obejrzała, a całe jej ubranie zaczęło przesiąkać wodą. Lodowate strugi spływały jej po karku, wywołując na ciele gęsią skórkę.
- Cholera – mruknęła, przyśpieszając kroku. Nagle jej oczom ukazała się taksówka. Uśmiechnęła się i z ulgą pobiegła w jej kierunku.
- Ej! – krzyknęła, gdy kierowca zaczął odjeżdżać.
Na szczęście dla dziewczyny, usłyszał jej krzyk. Zatrzymał auto, pozwalając, by doszczętnie przemoczona nastolatka weszła do środka, trzęsąc się z zimna.
- Nie za wcześnie na kąpiel? – zażartował, obserwując ją w lusterku. – Dopiero południe.
- Proszę dać sobie spokój – odparła, krzyżując ręce na piersiach.
- Dokąd jedziemy? – zapytał kierowca, całkowicie nie zrażony jej burkliwym tonem.
Dziewczyna zawahała się, analizując w głowie cały swój plan.
Miała odnaleźć ojca. Musiała to zrobić. Całe życie czekała na taką okazję. Od kiedy tylko znalazła się w New Jersey wierzyła, że nareszcie będzie mieć normalną rodzinę. Problem w tym, że teraz nawiedziły ją wątpliwości. A co, jeśli on ma już rodzinę? Jeśli trudno mu będzie zaakceptować córkę lub, co gorsza, jej nie zechce?
Nie myśl tak, zrugała się w myślach. Będzie dobrze. Musi być.
-Princeton Plainsboro Teaching Hospital - wyrecytowała hardo, wojowniczo unosząc podbródek.
***
Trzej lekarze, trzej najlepsi w swoim fachu lekarze, siedzieli bezużytecznie w pokoju lekarskim, ze znudzeniem patrząc na siebie. Senną atmosferę naruszyło pojawienie się światowej klasy diagnosty, który z niemalże młodzieńczym entuzjazmem wparował do środka.
- Witajcie, wielka dwójko i mała trójko – zaczął House, patrząc na Chase’a, Foremana i Tauba. Ten ostatni zrobił urażoną minę, jednak nic nie powiedział.
- Dlaczego nie mamy ani jednego pacjenta? – zapytał Foreman, unosząc pytająco brwi.
- Naruszyłeś moją aurę – stwierdził Greg, łypiąc na niego groźnie.
- Dlaczego nie mamy pacjenta? – powtórzył murzyn.
- Bo żadnemu człowiekowi na tej półkuli nie chce się umierać.
Foreman wywrócił oczami, pozwalając House’owi bez słowa opuścić pokój. Diagnosta, jak łatwo było się domyślić, zawędrował do gabinetu Jamesa Wilsona. Na widok House’a onkolog westchnął ciężko i położył do połowy rozpakowaną kanapkę na biurku.
- Nie dostaniesz jej – ostrzegł Wilson, widząc jak oczy Grega spoczęły na jego lunchu.
- I to ma być przyjaciel – prychnął urażony diagnosta, odwracając się, by wyjść.
Niestety, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, do gabinetu Wilsona weszła Lisa Cuddy, krzyżując tym samym jego plan ucieczki.
- Marsz do przychodni – powiedziała, celując palcem w drzwi.
- Wiesz, ja nie mam nic przeciwko temu, ale seks w miejscach publicznych… - zaczął.
- Chodzi mi o przyjmowanie pacjentów! – przerwała mu, czerwieniąc się ze złości.
- A myślałem, że po dzisiejszej nocy nie będzie miała siły mi się opierać – westchnął House, jednak posłusznie podreptał we wskazanym przez nią kierunku.
W przychodni było dokładnie tak, jak przypuszczał. Dwie staruszki, przekonane o swojej wysokiej śmiertelności, przerażony nastolatek po swoim pierwszym razie, kilka matek z nadzwyczaj zdrowymi niemowlakami i ksiądz, który był pewien, że głos w jego głowie to Bóg.
- Nigdy więcej – stwierdził House, opadając na krzesło w swoim gabinecie.
Nie dane mu było jednak długo odpoczywać. Nim minęła minuta, w drzwiach pojawiła się niewysoka nastolatka, uśmiechająca się niepewnie. Na okrągłej twarzy dziewczyny odmalowywał się niepokój, mały, lekko zadarty nosek zmarszczył się, gdy niezrażony jej obecnością House nalał sobie Burbona. Dziewiętnastolatla zatknęła za ucho kosmyk kruczoczarnych loków, tak poskręcanych i gęstych, że tworzyły wokół jej głowy swoistą aureolę. Diagnosta był pewien, że gdyby tylko je wyprostował, natychmiast zmieniłyby się z sięgających ramion na sięgające talii. Dziewczyna przyglądała mu się uważnie, a w jej elektryzująco niebieskich oczach czaił się strach. Wydawała się mężczyźnie dziwnie znajoma, choć nie miał pojęcia, gdzie też mógł ją spotkać.
- Agencja towarzyska jest w gabinecie dyrektora – oznajmił House, podnosząc do ust szklankę.
Nastolatka zaśmiała się cicho.
- Ja do pana – powiedziała, siadając w krześle naprzeciwko jego biurka. – Nazywam się Charlotte. Charlotte Evans.
Gregory zmarszczył brwi. Mógłby przysiąc, że gdzieś już słyszał to nazwisko.
- O ile wiem, to znał pan moją matkę – dodała Charlotte, unosząc zadziornie podbródek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
marguerite
Dziekan Medycyny
Dołączył: 25 Lip 2010
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Pomorze. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 14:43, 02 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Komentowałam już, prawda?
Nie pamiętam, więc skomentuję
Po pierwsze muszę trochę ponarzekać - dlaczego tam jest BO, no dlaczego !?
A po drugie ładnie piszesz, ale to już Ci kiedyś mówiłam, Agnes.
W tej części wprowadzasz nas, postronnych czytelników w sytuację, jaka panuje w związku Cuddy i House'a i mniej więcej mówisz, na czym będzie polegał Twój fik.
Niby nic specjalnego - a cieszy
Czekam na ciąg dalszy, który mam nadzieję, ukarze się niedługo
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez marguerite dnia Pon 14:43, 02 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Daritta
Huddy Amator
Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:04, 05 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Ey bardzo mi się to podoba
A przyjazd tej dziewczyny - córki House'a,nie.? Kojarzy mi się baaardzo z serialem 39ipół,a raczej z drugim sezonem ;d
Ale nie no. Swietnie jest
Czekam na cd oczywiście ;)
Pozdrawiam i wena życzę :*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vannes
Huddy Obserwator
Dołączył: 28 Sie 2010
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:27, 28 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Córka...? Czekam na cd.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|